|

Z pamiętnika Prababki Madzi – o kucającym Kościele

Wiecie, moje drogie prawnuki i prawnuczki, świat się tak szybko zmienia (to dobrze, że się zmienia, to znaczy, że się rozwija), te zmiany zachodzą tak szybko, że nawet ja zapominam już o tym co miało miejsce kiedy byłam dzieckiem. A to wcale nie było tak dawno, bo ja mam dopiero trzy dekady z hakiem, a Wy jeszcze nie chodzicie po tym świecie.

Stąd zrodził się pomysł, aby trochę powspominać, trochę ponarzekać, trochę się pozachwycać i wziąć głęboki oddech patrząc na to co tu i teraz i na to, co nadchodzi.

Dziś, moje drogie dzieci, wnuki i prawnuki, Babka Madzia opowie Wam o tym jak wyglądał Kościół oczami małej dziewczynki żyjącej w latach 90-tych XX wieku.

Te wspomnienia dotyczą wyłącznie tego czasu – początku lat 90-tych. Później wprowadzano już coraz więcej zmian, te piękne zwyczaje, o których wspominam były wypierane przez inne podejścia. Kościół szedł z duchem czasu…

To była mała wieś na końcu świata. Wiejski proboszcz. Mały, stary murowany kościół, w którym więcej Mszy odprawiono twarzą do Boga niż twarzą do ludzi.

Kucający katolicy

W tygodniu na Mszy kościół był niemal pusty. Przychodziły pojedyncze osoby. W soboty trochę więcej. A w niedziele kościół pękał w szwach. Latem mniej pękał, bo większość ludzi stała na zewnątrz, niektórzy plotkowali pod parkanem, inni chcieli uczestniczyć we Mszy i stali tuż przy otwartych drzwiach.

A zimą i podczas deszczowych dni wszystkie ławki były zajęte przez starsze babcie i dziadków, a rodzice z dziećmi zajmowali każdy centymetr kwadratowy podłogi. W święta ciężko było uklęknąć na Podniesieniu czy na Baranku Boży, brakowało miejsca na kolana. Ale zawsze ludzie klękali. Albo chociaż kucali czy skłaniali się. To szło trochę jak taka ‘fala’ – ci co byli bliżej ołtarza i do połowy kościoła– klękali na dwa kolana, ci za nimi klękali na jedno lub kucali, ci pod chórem próbowali jakoś przycupnąć, a ci pod drzwiami tylko schylali głowy. Zawsze przynajmniej schylali głowy na te najświętsze, najważniejsze momenty.

W poszukiwaniu ciszy

Przed Mszą poranną w niedzielę organista śpiewał Godzinki o Niepokalanym Poczęciu Maryi. A przed pozostałymi była cisza, człowiek mógł przyjść wcześniej i sobie posiedzieć, podumać przy akompaniamencie tuptających nóg.

Przy Przeistoczeniu też przez dwie do pięciu sekund była cisza.

A tak w ciągu Mszy zawsze coś się działo: a to siadanie, a to stanie, a to klękanie, a to śpiew, a to czytanie, a to znów kazanie i znów śpiew.

Po Mszy, po pieśni końcowej była cisza. Był moment na modlitwę indywidualną. I naprawdę niemal wszyscy wtedy klękali i odmawiali chociaż to Ojcze Nasz. A potem kotłowali się przy drzwiach wyjściowych.

Pieśni

Był zbiór starych pieśni liturgicznych, które były śpiewane podczas Mszy. Nie mylić z piosenkami religijnymi, tymi fajnymi, których uczyliśmy się w szkole. To były radosne piosenki. A podczas Mszy św. były pieśni podniosłe, głębokie, takie naprawdę niosące przesłanie. Nie było ekranów z tekstem pieśni. Nic nie przysłaniało ołtarza. A jakoś ludzie znali na pamięć po kilka zwrotek każdej pieśni.

Bokiem do Boga

To były czasy posoborowe, kiedy ksiądz stał już twarzą do ludzi, tyłem do Tabernakulum. Ale fotel, na którym ksiądz siadał podczas np. psalmu był zawsze usadowiony bokiem do Ołtarza Głównego – tam gdzie Tabernakulum. Ksiądz NIGDY nie siedział tyłem do Boga.

Tego samego wymagano od nas – od dzieci.

Przed ołtarzem był taki schodek, na którym mogliśmy sobie siadać. Rodzice i katecheci zawsze nam przypominali, by siadać bokiem, nie plecami do ołtarza. To było trudne, wymagało pewnego wysiłku, ale pokazywało nam, że to co tam się dzieje na tym ołtarzu i Kto tam jest – to jest naprawdę coś wielkiego i ważnego.

Msza – ofiara. Na ołtarzu

Tak mnie uczono. Że miejsce, przy którym odprawiana jest Msza św. to ołtarz. Nie stół. Nie stół Pański. Nie stół ofiarny. OŁTARZ. Ołtarz zawsze miał jakieś relikwie. A Msza św. jest ‘bezkrwawą ofiarą Jezusa, pamiątką tego wszystkiego, co wydarzyło się przed Jego śmiercią’. Nie ucztą.

Ministranci

Ministranci i ksiądz – to były jedyne osoby, które mogły przebywać przy ołtarzu podczas Mszy św. Nigdy nikogo innego nie było. Wszystkie czytania czytał ksiądz. Psalm śpiewał organista.

Ministrantami byli tylko chłopcy. Księdzem był tylko mężczyzna. Organistą też był mężczyzna. Nie wiem, czy w tamtych czasach były gdzieś kobiety organistki. Kościelnymi też byli mężczyźni, chociaż u nas kościelnego nie było. Świece przed Mszą św. zapalał zazwyczaj organista. Zapałkami. Świece były żółte – takie pewnie parafinowe z dodatkiem wosku pszczelego. Gaszone były takim ‘zaduszaczem’ powietrza na wysięgniku. Nigdy nie były zdmuchiwane.

Dziewczynki

Dziewczynki sypały kwiatki podczas procesji. Starsze dziewczęta niosły poduszeczki z szarfami, a kobiety niosły figury i obrazy. Przy ołtarzu nigdy nie było kobiet.

Osobiście nie zauważyłam, aby komuś przeszkadzał taki podział.

Jeszcze o ministrantach

Ministranci dzwonili dzwonkami, przytrzymywali te szaty, w które ubrany był ksiądz – przytrzymywali, gdy miał usiąść. Czasem,zamiast organisty, najstarszy zapalał świece przed Mszą św. Trzymali patenę przy Komunii św. Przytrzymywali ampułki z wodą i winem. Chyba wcześniej te ampułki były od początku Mszy św. na ołtarzu, dopiero później zarządzono ustawienie pod ścianą stoliczka, z którego te ampułki były przenoszone. Później do ampułek na stoliczku dołączył kielich. Na początku kielich był dotykany wyłącznie przez księdza.

Ministranci zawsze ubrani byli w krótkie komże (?) – zawsze było wiadomo kto jest ministrantem, a kto jest księdzem.

Paschał

W Wielką Sobotę i 2 lutego w święto Matki Bożej Gromnicznej, kiedy przychodziło się do kościoła z gromnicą, te świece naprawdę były zapalane od paschału. Jedna świeca była brana od ludu i zapalana przy ołtarzu, a potem ten ogień był przekazywany dalej, kolejnym osobom. Po minucie cały kościół miał już ogień od paschału. Nikt nigdy nie zapalał  świec sam.

Dekoracje

Kościół był dekorowany na Boże Narodzenie i na Wielkanoc. I na I Komunię św. dzieci. Na Wielki Post zasłaniane były fioletem wszystkie wizerunki z Panem Jezusem. Była szopka na bocznym ołtarzu i Grób Pański. Żadnych dodatkowych rozpraszających plakatów, obrazków, napisów. Obrazki i napisy były w gablocie z ogłoszeniami.

Adwent

Adwent to czas oczekiwania na narodzenie Pana Jezusa – tak nas uczono. Spokojny, poważny czas. Nie jakiś tam smutny, jak Wielki Post, ale taki pełen powagi. W Adwent nie urządzało się żadnych dyskotek w szkole, nie było wesel ani innych hucznych zabaw.

Ciebie Boga Wysławiamy i O Stworzycielu Duchu Przyjdź

Było kilka takich podniosłych momentów w ciągu roku, takich ważnych świąt, gdy wybrzmiewała pieśń Ciebie Boga Wysławiamy. Organista zaczynał tę pieśń ZAWSZE gdy ludzie już skończyli – czy to przyjmować Komunię św., czy weszli do kościoła po skończonej procesji. Ciebie Boga… było śpiewane na stojąco. Z pełnej piersi, głośno, doniośle, mężczyzn wtedy wyjątkowo było bardziej słychać niż kobiety. To było piękne, pełne siły i wiary. I to ‘nie zawstydzę się na wieeeekiiii!!’ – i potem cisza.

W tym momencie wiara rosła w sercu pięcioletniego dziecka.

Pieśń do Ducha Świętego też była śpiewana na stojąco. I te ciarki…

Komunia św.

Nie było już balasek. Komunia pod postacią chleba udzielana była przez księdza kiedy ludzie powychodzili z ławek, ustawili się wzdłuż kościoła po dwóch stronach. Środkiem szedł ksiądz. Ludzie klęczeli. Zawsze. Wyjątkiem były jakieś babuleńki, które ledwo to to stały przytrzymując się na drewnianej lasce. Kiedy jednak przypominam sobie te babuleńki, im też jakby zginały się te kolana i chciały uklęknąć. Niektóre klękały, tylko nie mogły już wstać i ktoś obok musiał im pomóc. Zawsze ludzie przyjmowali Jezusa klęcząc.  Do tego, kiedy ksiądz zbliżał się, ci, którzy stali obok, również klękali. To była taka ‘fala’ ludzi, którzy klękali gdy tylko zbliżał się ksiądz z Jezusem.

Tuż obok księdza szedł ministrant z pateną. Patenę podstawiał pod brodę przyjmującego Komunię, aby najmniejsze cząstki Pana Jezusa spadały na tę patenę, nie na podłogę. Po skończonej Komunii ksiądz zgarniał palcem te cząstki Ciała Pana Jezusa do kielicha. Ciało Jezusa mogły dotykać tylko konsekrowane ręce. Czy to jeśli chodzi o udzielanie Komunii, czy jej przyjmowanie. Wierni przyjmowali Ciało Pańskie bezpośrednio do ust.

Jeśli kościół nie był przepełniony, ludzie podczas całej komunii klęczeli. Od Baranku Boży aż do momentu, gdy ministrant zadzwonił dzwonkami, czyli kiedy ksiądz udzielił wszystkim Komunii św., podszedł do ołtarza i schował kielich z komunikantami do Tabernakulum. Wtedy – na dźwięk przekręcanego kluczyka w drzwiczkach Tabernakulum – rozbrzmiewał dźwięk dzwonków. Wówczas ludzie/ministranci przed ołtarzem mogli powstać z kolan i usiąść.

Koncelebra

U nas nie było koncelebry. Był jeden ksiądz na całą parafię.

Włosy

Piękny zwyczaj zakrywania głowy podtrzymywany był już tylko przez najstarsze seniorki. Te babuleńki miały na głowach najkolorowsze kwiatowe chusteczki, jakie można było zobaczyć. Zielone, niebieskie, czerwone, czarne i kremowe – wszystkie w kolorowe różane wzory.

Spowiedź

Uczono w katechizmie, żeby przynajmniej raz w roku przystąpić do spowiedzi i Komunii św. Ale najlepiej, żeby raz w miesiącu być u spowiedzi. Spowiedź była zawsze przed Mszą św – i w tygodniu, i w niedzielę. Spowiednikiem był ksiądz. W konfesjonale.

Dzieci

Dzieci były obecne na Mszy św. Albo stały ze swoimi rodzicami, albo siedziały bokiem na schodku przed ołtarzem. Dwa razy do roku była specjalna Msza św. z kazaniem dla dzieci: podczas rekolekcji Wielkopostnych i Adwentowych. Wtedy dzieciaki gromadziły się pod samym ołtarzem i wsłuchiwały się w kazanie-pogadankę specjalnie dla nich. Chodziło się na te msze. Po prostu. Rodzice chodzili, całe rodziny chodziły, to i dzieci chodziły. Czasem było nudno, czasem się śpiewało piosenkę z Gumisiów czy Smerfów podczas ‘Panie dobry jak chleb bądź uwielbiony od swego Kościoła’, czasem się kaprysiło, czasem kucało przy kolanach mamy, czasem ku niezadowoleniu dorosłych dłubało w nosie. Ale były te dzieci. Tak po prostu. Nie przekupione, nawet nie zachęcone jakoś niczym specjalnym. Dziecko po prostu obserwowało to, co się działo, widziało uczestniczących ludzi, powoli, z miesiąca na miesiąc, z roku na rok, wchodziło w tę głębię i istotę Mszy św. Albo nie wchodziło i potem jako nastolatek stało pod parkanem kościoła i chichrało z kolegami ze szkoły.

Photo by Shalone Cason on Unsplash

Wiara

Czy ludzie wtedy wierzyli w Boga? I co to znaczy, że wierzyli? Ja tego nie wiem. Było różnie. Jednak nawet jeśli za bardzo nie wierzyli, to te zewnętrzne znaki były widoczne. Dla dziecka, które w ten Kościół i duchowość dopiero wchodziło, obecność tych znaków zewnętrznych okazywała się bardzo ważna. Aż strach pomyśleć, co by było, gdyby zabrakło i wiary bliskich/parafian na co dzień, i znaków zewnętrznych wyrażających przywiązanie do tej wiary.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *