Zaściankowymi oczami – opowieści przedwigilijne dzieciom
Czyli rozmyślania o Maryi na koniu, Jezusie w mazi płodowej i Józefie z fajką w ustach już po.
Siedzimy na parapecie w ten grudniowy dzień. Najmłodsi zachwycają się zaszronionymi drzewami, przytulamy się i snujemy nasze opowieści przed-wigilijne.
-Mama, kiedy przyjedzie babcia na święta? – nie może się doczekać Pięciolatek. – Ja lubię jak są święta. Jest choinka i babcia, i prezenty.
– Tak, kochanie. Boże Narodzenie już niedługo. Będziemy mieć wtedy ubraną choinkę, odwiedzą nas babcia z dziadkiem i będziemy świętować. A wiesz, co jest ważnego w tych świętach?
– (myśli) Nooo… ja lubię prezenty.
– Acha – przytakuję. – To jest bardzo przyjemny czas, kiedy dajemy sobie prezenty. Chociaż myślę, że one nie są najważniejsze. Wiesz, będziemy w tym czasie świętować urodziny Pana Jezusa…
– I będzie tort?
– Będą ciasta i inne pyszności. Będziemy śpiewać kolędy o tym jak to było dawno, dawno temu, kiedy się Pan Jezus rodził.
– Ja znam jedną! Do szopy, hej pasterze, do szopy, bo tam cud. A cud, mama, to jest, że się Pan Jezus urodził i On będzie Królem.
– Tak, zgadza się. To był wielki cud. Każde dziecko jest cudem i każdy poród jest cudem. A ten poród Jezusa był wyjątkowy…
Widzę wielkie oczy wpatrzone we mnie, które bezgłośnie pytają: dlaczego?
– Tak sobie myślę, że to musiało być bardzo trudne dla Maryi. Bo popatrz, miała już wielki brzuch, w tym brzuchu urósł jej już wielki dzidziuch, wiercił się i rozkopywał nogami od środka. Jej się ciężko było poruszać, bo z takim brzuchem na koniec ciąży jest naprawdę trudno. A tu się okazało, że oni muszą iść z Józefem do innego miasta, bo akurat w tym czasie odbywał się spis ludności. I musieli tam pójść i wpisać na listę swoje imiona i odpowiedzieć na kilka pytań. Szli na nogach. Nie samochodem, czy pociągiem, tylko na nogach.
– Ale nie mama, nie na nogach. Bo Józef wiózł Maryję na koniu!
– Aaaach… no tak, dobrze, że mi przypomniałeś. Józef prowadził osiołka i Maryja mogła sobie usiąść na tym osiołku i na nim jechać. Na pewno to było dla niej bardzo pomocne. Chociaż, myślę, że kiedy miała skurcze, to znaczy, kiedy już czuła, że Jezus niedługo będzie się rodził, to na tym osiołku mogło jej być trochę niewygodnie. I myślę sobie, że Józef to widział i musiał się wtedy trochę stresować.
– Co to znaczy stresować?
– To znaczy, że się wtedy trochę denerwował i trochę martwił, bo czuł się odpowiedzialny za Maryję i dziecko, chciał ich sprawnie doprowadzić do Betlejem i zapewnić bezpieczne miejsce, gdzie mogliby się zatrzymać. Ale widział, że Maryja będzie niedługo rodzić, oni są na środku drogi, a Józef niewiele może zrobić.
– I co było dalej?
– No i jak już dotarli do tego Betlejem to Józef zaczął szukać jakiegoś domu albo chociaż pokoju, gdzie mogliby się zatrzymać, odpocząć, coś zjeść i przespać. Ale jak już się akcja porodowa rozwijała, to znaczy, Maryja czuła, że ten poród jest coraz bliżej, to już pewnie nie myśleli ani o odpoczynku, ani o jedzeniu. Józef chciał zapewnić Maryi miejsce na bezpieczny poród. No i tak chodzili od jednej karczmy do drugiej, od jednego domu do drugiego, a tam co słyszeli?
– Nie ma pokoi, nie ma pokoi, brak miejsc! – Pięciolatek przypomina sobie tekst z książeczki o Bożym Narodzeniu.
– Dokładnie tak. Wtedy w Betlejem było bardzo dużo ludzi, wszyscy przyszli na ten spis ludności i pozajmowali już dostępne pokoje. Józef i Maryja musieli być już bardzo zrezygnowani, zmęczeni, może trochę przerażeni całą tą sytuacją… ale w końcu ktoś im wskazał miejsce, gdzie mogą się zatrzymać. Wiesz gdzie?
– ???
– W grocie… W takim miejscu, w którym normalnie zatrzymywali się pasterze ze swoimi zwierzętami. Pasterze to byli ci, którzy zajmowali się wypasaniem owiec i kóz, i pewnie innych zwierząt.
– Kogutów?
– Hm… Nie wiem, czy kogutów też… możliwe, że jakieś kury i koguty też były gdzieś tam w pobliżu.
Maryja z Józefem poszli do tej groty, osiołek z nimi, i znaleźli się w części, w której przebywają zwierzęta.
– Dlaczego tam, gdzie przebywają zwierzęta?
– Hm… zastanówmy się… może na przykład dlatego, że w tamtej części było cieplej? Bo jak są zwierzątka, to one chuchają, są cieplutkie, i oddają trochę tego ciepła. Pamiętasz, jak pod koniec wakacji doiłeś krowę u babci? I jak w garażu oglądałeś traktor? Gdzie wtedy było cieplej?
– Jak doiłem krowę, w oborze było ciepło. Przytulałem się do ciepłej krówki.
– Tak, pamiętam. Myślę, że Maryi i Józefowi w tej części ze zwierzętami też było po prostu cieplej. I wiesz co… i wtedy, w tej grocie, wśród zapachu sianka i słomy, Maryja urodziła* Pana Jezusa…
Ciekawe, kto przyjął ten poród… To znaczy, kto pierwszy wziął Jezusa na ręce: Józef, czy Maryja… Bo najprawdopodobniej oni byli tam sami. Nie było przy nich żadnej akuszerki, czyli położnej, która pomogłaby w przyjęciu porodu. Nie było lekarza, który zbadałby tętno małemu Jezusowi. Nie było pielęgniarki, która położyłaby Jezusa na wagę, umyła w wanience, ubrała i (na wszelki wypadek) nakarmiła mlekiem od krowy. Ale to wszystko było wtedy nieważne i zbędne. Maryja miała w sobie tą ogromną siłę i wiarę. Wierzyła, że Bóg jest z nią, i że wszystko jest tak, jak być powinno. Nie potrzebne im były te wszystkie współczesne zabiegi medyczno-pielęgnacyjne.
Wystarczył spokój, Józef w pobliżu, zaufanie do siebie samej, do swojego ciała, i do Bożej Opatrzności. W każdym razie, tuż po narodzinach, Maryja na pewno przytuliła tego malutkiego Jezuska, on cały w mazi płodowej, pewnie trochę we krwi, i tak sobie siedzą we troje w tej grocie i się przytulają…
– Dlaczego we krwi?
– No bo jak się rodzi dziecko, to wtedy razem z dzidziuchem zawsze wydostaje się z mamy trochę krwi.
– Acha.
No i wtedy tak sobie siedzieli w tej szopie, przytulali się, szczęśliwi, że Jezus już się urodził.
– A przecięli pępowinę? – padło trzeźwe pytanie Trzylatka.
– Hm… tego nie wiem. (Dobre pytanie – matka ma zagwozdkę. Czy to mógł być poród lotosowy…?) Myślę, Synku, że ta pępowina po porodzie jeszcze sobie długo tętniła, aż cała krew, która płynęła z łożyska trafiła do ciała Jezusa.
– Co to jest łożysko?
– To jest taki narząd, który rośnie w brzuszku mamy, i przez który mały Jezus i każde dziecko w brzuchu jest odżywiane i dostaje tlen. Później to łożysko rodzi się po narodzinach dziecka.
-Acha.
– Czy ktoś przeciął wtedy w grocie pępowinę jak już przestała tętnić, czy sama odpadła dopiero jak się przysuszyła – tego nie wiem. Myślę, że to wtedy nie było aż tak ważne dla Józefa i Maryi.
– Dlaczego?
– Maryja urodziła wtedy dziecko. To było dla niej coś nowego. I ogólnie była to dość trudna sytuacja. Byli w grocie z noworodkiem, nie mieli wygodnego łózka, żeby odpocząć, ani wanny, aby się umyć, nie mieli szafy z ubrankami. Było tylko siano i żłóbek, z którego jadły zwierzęta. I – zapewne to Józef – zorganizował tam małemu Jezusowi takie tymczasowe łóżeczko na miękkim sianku.
– A Maryja przykryła go pieluszkami?
– Tak, myślę, że Maryja miała ze sobą jakieś kawałki materiału, takiej dużej pieluszki, w którą zawinęła Jezusa przed położeniem do złóbka.
– Po co?
– Po to, żeby Go to sianko nie drapało w plecki, żeby Mu było cieplej, i żeby się czuł bezpiecznie, jak w brzuchu mamy. Takie maluszki lubią być mocno opatulone albo mocno przytulone, bo to im przypomina to przytulenie z brzuszka.
– Acha. I Maryja śpiewała Jezusowi kolędy?
– Hm… 🙂 Myślę, że jeśli Jezus leżał sobie cichutko w tym żłóbku, to tak, Maryja śpiewała Mu. Myślę, że była wtedy oszołomiona, a jednocześnie szczęśliwa i zachwycona tym maleńkim chłopcem, i z pewnością mogła Mu wtedy nucić takie „Lilililaj… moje dzieciąteczko”.
– Dlaczego oszołomiona i jednocześnie zachwycona?
– Myślę, że była oszołomiona samym tym zdarzeniem jakim był jej poród. Coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyła. To wielkie wydarzenie dla każdej kobiety, ogromne przeżycie, które wzbudza wiele emocji, często bardzo różnych. Do tego, Maryja miała z tyłu głowy to, kim jest to Dziecko, które właśnie urodziła. I z jednej strony chciała się nim pewnie tak po ludzku pozachwycać: tymi jego malutkimi paluszkami i miękką, pachnącą skórką. A z drugiej strony możliwe, że już wiedziała, co czeka jej Syna.
– To, że będą Go bili?
– Tak, na przykład to, że kiedyś, kiedy Jezus już będzie dorosłym mężczyzną, to inni ludzie będą bili Jej Syna.
– I było jej smutno?
– Tak, kochanie. Na pewno zawsze, kiedy Maryja widziała oczami, czy swoją duszą, jak inni ludzie ranią jej Dziecko, to było jej bardzo smutno.
A wiesz, że jak się Jezus urodził, to miał gości?
– ????
– Jak myślisz, kto mógł Go odwiedzić?
– Nooo… osiołek i owieczki…
– No tak, masz rację. Tam w grocie mogło być sporo zwierząt, i mogły też przyjść nowe zwierzęta. Razem z pasterzami, którzy je paśli. Bo wtedy, gdy urodził się Jezus, to nad Betlejem zajaśniała bardzo jasna gwiazda. A na łące pojawił się Anioł, którego zobaczyli pasterze. I to Anioł pokazał pasterzom tą gwiazdę, i powiedział im, żeby się nie bali, tylko tam poszli. Bo ta gwiazda to znak, który im wskazuje miejsce, gdzie urodziło się dziecko. To wyjątkowe Dziecko, na które czekali wszyscy od dawna.
– Dlaczego czekali?
– Bo o Jezusie pisali już wcześniej prorocy, wiedzieli, że ma się kiedyś urodzić Syn Boga, który będzie Zbawicielem. Wiesz, co to znaczy?
– Wiem. Że Jezusa zabiją, żebyśmy my mogli pójść do nieba.
– Tak, dzięki Jezusowi każdy człowiek, który w Niego wierzy będzie miał możliwość znaleźć się z Nim w Niebie. No i pasterze zabrali swoje zwierzęta i poszli w kierunki tej gwiazdy, aż dotarli do groty z Jezusem. A tam – ci wszyscy mężczyźni i starzy, i młodzi, i ci bardzo pewni siebie, i nieśmiali, i ci porywczy, i ci o łagodnym usposobieniu… weszli do tej groty, zobaczyli noworodka w żłobie dla bydła i … uklękli.
Popatrz na Twoją szopkę, tutaj też goście są przedstawieni tak, że kłaniają się małemu Jezusowi. Oni tak naprawdę nie wiedzą co się tam dzieje, widzą jakiegoś małego dzidziucha na sianie, kobietę z mężczyzną obok, wokół spokój i cisza. Klękają w tym uniesieniu, bo czują wewnętrznie, że dzieje się tu coś ważnego, choć do końca tego nie rozumieją.
Nie rozumieją, ale uwierzyli.
* Wieki temu, po moim pierwszym porodzie zastanawiałam się jakie skurcze porodowe musiała mieć Maryja. Jak cały jej poród mógł wyglądać. Jak przebiegała u niej faza parcia, jak się odnajdowała w bólu porodowym, jak na to wszystko reagował Józef, jak ją wspierał. Czy po tym wszystkim miał ochotę wyjść na fajkę… 🙂 A potem trochę się rozczarowałam, gdyż przypadkiem usłyszałam słowa jednego z księży, przypominające, że Maryja jest bez grzechu pierworodnego poczęta, a co za tym idzie, że jej nie dotyczą słowa Księgi Rodzaju „W bólu będziesz rodziła”. Toteż ją bóle porodowe najprawdopodobniej ominęły. Nie mniej jednak, uważam, że jakieś odczucia porodowe mieć musiała.
Dedykuję to opowiadanie wszystkim mamom, które teraz, gdy to czytają, mają pod swoim sercem dzieciątko.
Ze szczególną dedykacją dla Gosi, która tak jak Maryja swego czasu, stoi u progu swego pierwszego porodu. Życzę Ci pięknego porodu, Gosiu! 🙂
Spodobało Ci się?
Śmiało, udostępnij.
Opowieść ciekawie napisana. Ale razi mnie w niej BARDZO to, że brak było 'pielęgniarki, która położyłaby Jezusa na wagę, umyła w wanience, ubrała’ – jakby waga była najważniejsza! Jeśli wspominasz o porodzie loyodowym, to rozumiem, że jesteś choć w pewnym stopniu za naturą _+- więc mycie zaraz po porodzie, zwłaszcza przez pielęgniarkę, też pasuje tu jak kwiat fo kożucha! A przy 'nakarmiła mlekiem od krowy’ to już sama nie wiedziałam – śmiać się, płakać? Naprawdę??? Nakarmić miała pielęgniarka? I to krowim mlekiem??? No więc to pogrążyło całą opowieść…
Dzięki Kata za Twój komentarz. Ten fragment o pielęgniarce jest celowy. To miało być mocno przerysowane, taka trochę karykatura tego, co często dzieje się w szpitalach, na co kładzie się wielki nacisk, włącznie z dokarmianiem noworodków (mleko modyfikowane to wszak mleko krowie), a co tak naprawdę wcale nie jest istotą tego czasu tuż po porodzie. Może nie do końca w moich słowach to przerysowanie ujęłam. Dzięki za czujność i podzielenie się Twoimi odczuciami.