2020 – Podsumowanie roku

No nie nudziliśmy się w 2020 r., to trzeba przyznać.

Moje dwie refleksje:

2020 to rok, który zapoczątkował jeszcze większe niż dotąd podziały w społeczeństwie

– Z jednej strony branże, które powoli upadają albo schodzą do podziemia – szczególnie małe lokalne biznesy prowadzone przez konkretnych ludzi – Polaków, nie przez gigantyczne korporacje.

Powspominajmy, gdzie ten czas: obiad z całą rodziną w restauracji; randka w teatrze/operze/kinie, lekcja historii/inżynierii/przyrody w muzeum, podziemiach zamku, podczas spaceru przez miasto; pan, który na głównym skrzyżowaniu wręcza kierowcom ulotki; chwila relaksu ku zdrowiu w prawdziwym saunarium; parkingi strzeżone w centrum miasta; nocleg w hostelu/pensjonacie; gazeta w kiosku, mały osiedlowy szewc/pasmanteria/ sklepik z plastikowymi zabawkami; stoisko z fajerwerkami przed 31. grudnia; plac zabaw wypełniony po brzegi, gdzie co młodsi namiętnie liżą rurki od huśtawek/drabinek/zjeżdżalni…

– Z drugiej strony takie branże, które na zatrzymaniu świata dublują swoje zyski… Pan William Henry i inni

2020 to rok, w którym powiększyła się lista tematów tabu

Do tej pory, jeśli chcieliśmy zachować spokój przy świątecznym stole, bezpieczniej było nie poruszać tematów związanych z polityką, Kościołem i seksem. Szczególnie w gronie dalszej rodziny/znajomych.

Teraz do tej listy dołączył temat pandemii, a wraz z nią tematy: wirusów, szczepień, NOP-ów, masek, dezynfekcji, mandatów, godzin dla seniorów, służby zdrowia i respiratorów. Oczywiście jak zwykle przy takich gorących tematach, każdy Polak jest teraz ekspertem w powyższych dziedzinach.

Co ciekawe, tuż obok świeckich tematów tabu, pojawiły się tematy mocno związane z duchowością,  które ktoś z tego szeolu bardzo, ale to bardzo chce pozostawić w ukryciu.  I nie chodzi tu o wyprucie z siebie w końcu kwestii pedofilii w Kościele.

Chodzi o sposób przyjmowania Komunii św, o to, że żyjemy w końcu czasów (nie mylić z końcem świata, który już nie raz miał nastąpić), o to, że , że duchowni, którzy o tym mówią, nagle zostają zawieszani w swojej posłudze. Jeden po drugim. Kogoś z szeolu bardzo mierzi umiłowanie Boga. Księża, dla których Bóg jest najważniejszy, którzy powracają do sprawowania Liturgii, w której to Bóg jest w centrum – ci wszyscy jeden po drugim są odsuwani na bok. Nawet kult Maryjny zaczyna przeszkadzać.

Wszystko w imię posłuszeństwa.

Pytanie tylko: posłuszeństwa komu – Bogu, czy człowiekowi. Czy temu, który duszę człowieka chce skraść i zniewolić.

A rok 2020 u Zaścianków?

Osobiście ten rok… wspominam całkiem dobrze. I mam w sobie sporo wdzięczności za ten czas.

Początek roku, kiedy spotkałam się z ogroooomem wsparcia ze strony bliskich, gdy nagle znaleźliśmy się w dość trudnej sytuacji rodzinnej. Szpital, który wywrócił do góry nogami nasz ledwo ogarnięty po przeprowadzce dom. W tym wszystkim 4-miesięczne niemowlę na piersi, bez matki przez cały dzień. Matka, której piersi pod wpływem stresu odmówiły współpracy z laktatorem. Sami.

Dziękuję Paulinie, która odstąpiła mojemu niemowlakowi swój pokarm. Dziękuję Agacie, która dała mi namiar na Paulinę. Dziękuję Asi, która między swoimi obowiązkami znalazła chwilę, aby przyjechać i nakarmić mojego niemowlaka. Dziękuję Babciom, które na zmianę u nas mieszkały przez kilka tygodni. Dziękuję Dziadkom za ich wyrozumiałość, gdy skradliśmy ich żony. Dziękuję Maćkowi za odwiedziny w szpitalu. Dziękuję Pani Ewie Gierula (KLIK) za wyprowadzenie mojego dziecka z choroby poszpitalnej.

Potem wiosna, pierwsza wiosna w naszym ogrodzie. Ach!! Co to się działo! Tony ziemi przewiezione malutkimi taczkami milusińskich, budowanie pierwszych grządek podwyższonych, doglądanie pierwszych kiełkujących rzodkiewek (Rzodkiewkowa radocha TU), marchewek i buraków. A to wszystko przy akompaniamencie stale dudniącego: „Uwaga, uwaga! Mamy stan epidemii. Zostań w domu…”

Dziękuję pandemii, że dzięki niej przestałam już całkiem oglądać odmóżdżające seriale. Najpierw dużo czasu spędzałam wychwytując informacje: co jutro – czy mogę legalnie zrobić zakupy/o której godzinie mam wstać, abym miała czym nakarmić dzieci/ czy naprawdę w lesie będzie na mnie czyhać policja z bloczkiem mandatowym. Potem jak już puścili te seriale to szkoda mi było czasu, bo a) tam też pandemia. b) zaściankowo – ku wolności wciągnęło mnie bardziej niż niejeden serial 😛

– Dziękuję pandemii, że dzięki niej uzmysłowiłam sobie, że zdrowie wcale nie jest najważniejsze. I chociaż dbam o nie dość mocno, niemal pazurami chwytając się tego, co to zdrowie wspiera, a nie rujnuje, to jednak przyszedł taki moment na wiosnę, gdy zadałam sobie pytanie: czy to to? To ma być esencja mojego życia? Odpowiedź znajdowałam za każdym razem widząc opustoszały parking kościelny.

– Jestem wdzięczna za wszystkich mądrych ludzi, mądre książki, na które trafiłam w tym roku. Za zebranie się w sobie i zorganizowanie sobie stałego spowiednika. Za każdą wieczorną modlitwę z moimi dziećmi. Niejednokrotnie ten ‘paciorek’ bardziej przybliża mnie ku niebu, niż niejeden list pasterski episkopatu coś tam. Czuję wdzięczność za dwa potężne skoki na bungee (KLIK) z różańcem w ręku (choć tak naprawdę tego różańca za często niestety nie trzymałam…).

I ogromna wdzięczność za niezwykłą mądrość moich dzieci, których przenikliwe pytania były dla mnie bardziej ubogacające niż niejedne rekolekcje online. Przed Wielkanocą: Czy Jezus miał siniaki? I bolało Go to? A dlaczego On nie powiedział żołnierzom STOP? Przy Bożonarodzeniowym żłóbku: A dlaczego On jest golasek? I Jemu wbijali gwoździe? Jakbym ja, mama, tam był, to ty byś mi dała gumkę i ja bym w nich wszystkich strzelił. W ciebie bym nie strzelił, bo ty jesteś mama, ale w nich bym strzelił, żeby Panu Jezusowi nie wbijali tych gwoździ.

Mieć czy być – czyli o tym jak rok 2020 zweryfikował nasze wartości

Przed marcem 2020 żyliśmy w pośpiechu. Ważne było może i to, żeby BYĆ, ale tak naprawdę każdy chciał MIEĆ. Dom/mieszkanie, kuchnię z Ikei, samochód, rower, awans, kino, restauracyjki, dobre przedszkole, zajęcia po szkole, prywatny angielski, fitness, hybrydowe paznokcie (poprawcie mnie, jeśli hybrydowe są już passé, jestem zielona w temacie paznokci), eko-sreko warzywa na obiad, albo i nie eko-sreko, i nie warzywa, tylko koszyk z hipermarketu wypełniony czymkolwiek po brzegi.

Pamiętacie taki serial z lat 90-tych „Nie z tego świata”? W tym serialu główna bohaterka potrafiła zatrzymać czas – złączając ze sobą dwa palce wskazujące.

W marcu 2020 znów to zrobiła.

Zatrzymaliśmy się wszyscy. Jedni, by popatrzeć, inni stanęli jak wryci, jeszcze inni zaniemówili na kanapie przed telewizorem. Są i tacy, którzy z tej kanapy do tej pory nie zeszli, choć telewizor już mocno przykurzony. Dla innych telewizorem stał się internet, memy, fejsbuki i inne zaścianki.

I w tym czasie zatrzymania, nagle, nie z własnego wyboru, lecz pod groźbą kary finansowej, czy społecznego odrzucenia zostaliśmy zmuszeni, by kisić się we własnym rodzinnym sosie. W tym czasie dotarło może do niejednego z nas, że ważne jest też to, by BYĆ.  

Bo kiedy okazuje się, że wszystko to, co było pod hasłem MIEĆ jest bezużyteczne w tej rzeczywistości, zostaje nam nasze BYĆ.

Być ze sobą, być z partnerem, być z dzieckiem, być dla siebie samej/samego. Przeczytać, dowiedzieć się, podzielić się refleksją, przekazać swoją wiedzę, umiejętności. BYĆ. Wystarczająco dobrym mężem, ojcem, matką, córką, żoną, babcią. Człowiekiem. Zrodzonym.

Mamy koniec tego roku. Balansowaliśmy między MIEĆ a BYĆ.

Obydwa są ważne dla zachowania naszego dobrostanu.

Sztuką jest znaleźć odpowiednie proporcje. Tak, aby nie zatracić siebie.

Co dalej?

Nadchodzi 2021.

Przed nami dużo wyborów. Bardzo istotnych. Takich, od których będzie zależeć nasze życie. Życie naszych dzieci. Dzieci naszych dzieci, pod warunkiem, że łańcuch reprodukcji nie zostanie nagle przerwany. Nasze człowieczeństwo.

To będą bardzo trudne wybory.

Wybory, gdzie na jednej szali będzie Twoje MIEĆ, a na drugiej BYĆ.

Życzę nam wszystkim mądrych, przemyślanych (w swojej głowie, nie w telewizorach), omodlonych, przemedytowanych wyborów w 2021 r.

I piszmy pamiętniki. Aby nasze dzieci mogły przeczytać jak to naprawdę było.

I pamiętajmy, że bloga można usunąć jednym kliknięciem. A zeszyt schowany w szafie przetrwa wieki, dopóki ktoś nas nie przekona, aby go spalić.

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *